wylot opóźnił się o niecałą godzinę, ale na miejscu bylimy planowo. Na lotnisku poznalimy w końcu parę z Holandi, z którą przed wyjazdem troche korespondowałam, wybralimy ten sam hotel, dzięki czemu moglismy wziąć taxi na pół. Fajne ludki – szalona Grażka i spokojny Maciek. W samolocie też siedzielismy blisko siebie, więc rozpoczęła się integracja (w całym samolocie roiło się od polaków – wszystko dzieki F4F – pozdrawiamy:). Sam lot minął spokojnie, bez ekscesów, były znieczulacze i indyjski lunch.
Wylądowalimy o czasie.... no i jestesmy!!! w Indiach!!! i jest CIEPŁO
prepaid taxi do hotelu Fortuna niecałe 600inr, wrażania niesamowite – siedziałam obok kierowcy, oczywiscie najpierw chcialam zająć jego miejsce – w indiach jeździ się po złej stronie – lewej a kierowca siedzi po prawej. Wrażenia może nie tak ekstremalne jak w Chinach.. ale posladki czasem zacinięte. Sam hotel nieciekawy, dzięki promocji zapłaciłam za niego niecalego funta, ale normalnie kosztował by niecałe 300zł.... za tą cenę w Indiach spodziewałabym się czego ciekawszego... ale co tam – był prysznic i nawet woda była, więc ok.
Padlismy... rano umówilimy się z Grażkami że wychodzimy max o 8, więc poszlismy na sniadanie o 7;30 – sniadanie na tarasie... najważniejsza była kawka, reszta bez szału – tosty i cos omletopodobnego.
Widok z tarasu – przerażający lekko – ale niczego innego po Mumbaju się nie można spodziewać.
Spacer po Mumbaju.
Dobrze że nie zdecydowalismy się zostawać tutaj dluzej – takie duze miasta nigdy mi się nie podobały i Mumbaj nie zmienil tej opini... zaliczylismy najwazniejszosci – dworzec Victoria (udało się zostawić plecaki w przechowalni do czasu wieczornego pociągu, inaczej chyba wszyscy bysmy padli) poszlimy zobaczyc bramę Indii i na piwko do słynnej Leopold Cafe. Tak jak mówiłam – fajnie ale dupy nie urywa. Ogromne miasto, pełne kontrastów.. ale czuć egzotykę :)
pospacerowalismy po prostu przed siebię, był market owoców i warzyw (owoce ciekawe, niektóre nieznane, ale testy nie wypadły pomyslnie), były markety ciuchowe (tutaj wrocimy w drodze powrotnej na jakieś zakupowanie), ogólnie strasznie tłoczno, głosno, wszędzie zapach kadzidełek, girlandy z kwiatów i kolorowe stroje mieszkańców....
na razie koniec relacji, jest 6 rano – idziemy oglądac rybaków o wschodzie słońca – w najbliższym czasie opiszę pierwszy dzień na goa – tutaj to już urywa dupę na maxa – powiem tylko tyle – RAJ !!!! a zaraz migamy do Calva beach do Grażków i jedziemy na wodospad :)
ps. temperatura w okolicach 30 stopni - NA PLUSIE - wysyłamy troche ciepła dla wszystkich