Po całym dniu w górach, wróciliśmy najpierw do Yanqing,
tam tez postanowiliśmy zjeść kolację,
trochę trudno było znaleźć knajpkę,
bo chyba pora była nie ta,
ale po jakimś czasie trafiliśmy do restauracji,
gdzie można było zjeść, co już znamy z poprzednich pobytów,
kolacja polega na samodzielnym gotowaniu :)
Nazywa się hot pot - z chińskiego huo guo
Każdy dostaje garnek z wybraną przez siebie zupką
- takim wywarem z przyprawami lub bez,
do wyboru był np. zwykły rosół, curry, koreańska, ostra, z kaczki....
garnek stawiany jest w dziurze na stole i podgrzewany do wrzenia.
Kolejny krok po wyborze zupki, to wybór tego, co będziemy gotowali,
można wybierać z listy mięsa, warzyw i innych dziwności,
można też wybrać zestaw.
Dużym ułatwieniem był fakt, że znalazło się menu po angielsku,
w innym wypadku byśmy grali w totolotka :D
Ja wybrałam zupę curry i zestaw z rybą,
tatunio zupę koreańską i zestaw z krewetkami,
Kazz rosołek i zestaw z wołowiną.
Każdy zestaw składa sie z wybranego mięsa/ryby i góry warzyw,
różnego typu sałaty, liście,
do tego rzepa i grzybki,
i inne niezidentyfikowane specjały.
Do tego dostaliśmy jeszcze sos z orzechów ziemnych i kolendrę (nie lubię),
dodatkowo zamówiłam olej sezamowy, pastę chili-orzechową i czosnek.
Na fotkach widać zupki - moja jest żółta - jak na curry przystało,
tatunio ma dość ostrą, ale znośnie ostrą koreańską,
a wujek Kazz - rosołek przeźroczysty z jednym żolęcziem i kilkoma innymi kulkami :D
po wszystkim przyznał nam się że byl to zły wybór,
bo gotował praktycznie jak w samej wodzie :D
ale to był jego wybór - nie chciał eksperymentować,
wybrał niedzielny rosołek - i nie wyszedł na tym dobrze :D
Gdy zupki już sie rozgrzeją, na stół wjeżdżają wybrane dodatki,
wrzuca się to co się chce,
w kolejności w jakiej się chce,
do rosołku.... a po chwili do sosu...
Jako sosu można używać samej tej pasty orzechowej,
lub zmieszanej z olejem i czosnkiem,
lub sosem sojowym....
wariacji jest wiele...
dla każdego coś dobrego :):):)
Kazz był trochę przerażony całą procedurą,
i faktem że jego rosołek jest jakiś mało wyjątkowy,
ale pozostawiliśmy go sobie samemu,
i dawał radę :D:D
Ja wyszłam objedzona i zmęczona :d
tatunio podobnie..
a Kazz chyba tylko zmęczony,
ale jednak z nauczką - że warto eksperymentować :D
a niedzielny rosołek zostawić na "popowrocie"