Jak każdego wpisu,
muszę stwierdzić że pogoda nas nie rozpieściła,
nie było takiej widoczności jak by się wymarzyło,
ale nie to jest najważniejsze....
przeszliśmy cały odcinek muru w Badaling,
Grace mówiła że to jakieś 19km...
ale kurcze - to nie byle jakieś 19km ....
schody w gorę,
schody w dół,
czasem trzeba było schodzić jak po drabinie...
łydki czułam już w połowie drogi.
Za wiele pisać nie ma co
- wszystko widać na zdjęciach.
Mur jest wspaniały,
nie rozczarował mnie.
mimo tłumów na początkowym odcinku
i tak było fantastycznie!
Niesamowita ulgą był tez browarek u "podpuszczaczy"...
po kilku kilometrach stwierdziliśmy e nie ma co wracać ta sama drogą,
że idziemy dalej... i tam gdzieś musi być zejście...
pytaliśmy przechodniów i za każdym razem otrzymywaliśmy niepewne informacje,
do tego stosunkowo podzielone po 50%,
za tym że zejście jest, i że go nie ma...
do tego spotkaliśmy zasapanego amerykanina,
którego już wcześniej widzieliśmy,
wracał z trasy, która chcieliśmy właśnie iść,
pomiędzy jednym sapem, a drugim,
życzył nam szczęścia,
jak go przydusiłam o odpowiedź to powiedział że wyjścia nie ma,
więc stawiam, że to robota podpuszczaczy!!
ale my byliśmy dzielni i poszliśmy dalej,
za głosem serca - jak młode LWY
po jakims czasie gdy już na horyzoncie widać było możliwość zejścią,
napotkaliśmy CHOPAÓW sprzdających napoje,
pytamy o wyjście, a oni na to, że wyjścia nie ma !!!$%^&%&^%
dopiero gdy posiedzieliśmy z nimi,
i wypiliśmy browarka to się przed nami otworzyli,
że wyjście jest, za jakieś 20-30 minut,
i że nawet jest przejście przez schowanko - 10 minut drogi.
Odetchnęłam z ulgą, bo powrót kilkunastu kilometrów nie napawał mnie optymizmem,
a moje kolana wolały o żelatynę :D
Mimo trudności i skrzypnięc w kolanach,
mimo łydek które czuję do dzisiaj (a wpis robię już na trzeci dzień po murze)
musz stwierdzić, iż:
mur koniecznie chciałabym odwiedzić jesienią - podobno jest pięknie,
i biorąc pod uwagę iloś drzew, i ich jesienne kolory,
to taka sceneria na bank urywa dupę.
Mur chciałabym też zobaczyć zimą,
w takiej surowej scenerii,
pokryty śniegiem.
...hmmm...
myslę też, że nie głupim pomysłem było by wyrbrać sie na mur wiosną,
gdy wszyskie drzewa kwitną,
a tych owocowych jest naprawdę wiele....
a jak już szalec to szaleć:
latem, w pełnym slońcu,
z błekitnym niebem i lekkimi chmurkami - fantazja :D:D
Mur o wschodzie.... i mur o zachodzie....
nic tylko wyjechać na mur na cały rok...
marzyłam o wschodzie i zachodzie słonca,
o tych fotkach co by dupę urywały..
no ale... ojtamojtam...
nie wszysko można mieć^^