Właściwie to nie wiem od czego zacząć,
może zrobię to klasycznie i zacznę od początku,
chociaż tyle rzeczy naraz przychodzi do głowy...
Wyruszyłyśmy z Yiwu do Kaili,
podróż trwała 24h,
na szczęście w bardzo dobrych warunkach
majcą do wyboru miejsca siedzące lub wagon sypialny pierwszej klasy,
zdecydowałyśmy sę na to drugie,
mimo dość wysokiej ceny (blisko 500RMB za osbobę)
jednak warunki są świetne – 4 osoby w przedziale,
dwa wygodne łóżka piętrowe,
czysta pościel i czyste łazienki.
Wyspałyśmy się więc na zapas.
Już w trakcie jazdy zdecydowałyśmy,
że zaraz po przyjeździe musimy dostać się do Xijiang
nie chciałyśmy spać w Kaili,
i był to dobry wybór – miasteczko całkowicie nieciekawe.
Jako że autobusy z Kaili do Xijiag jeżdżą tylko do 16tej,
zaczęłyśmy dzielnie negocjacje z taxiarzami,
ostatecznie stanęło na 100RMB za nas dwie
(Xijiang oddalone jest o jakieś 35km)
Xijiang to duża wioska mniejszości etniczej Miao,
zamieszkuje ja około 1000 Miao.
Niestety stała się bardzo popularnawśród turystów,
i wstęp na teren kosztuje 100RM od osoby....
ale wiadomo ^^ chinolki wszędzie chcą zarobić,
więc kilka kilometrów przed wejściem do wioski,
jej osadnicy czatują na turystów,
aby przewieźć ich na teren za pół ceny,
bo miao mogą oczywiście wjeżdżać i wyjeżdżać bez biletu :D
a z nimi nielegalny transport turystów ;)
Transport tego rodzaju odbywa się w bagażniku busa :D
z zaciemnionymi oknami :D
jest wygodnie bo bagażnik przystosowany jest do przewozu ludzi,
i są w nim dość wygodne siedziska :D
tak więc bramę do wioski Miao przekroczyłyśmy w bagażniku :D
z pochylonymi głowami :D
śmiechu było co nie miara^^
chinolki też się cieszyli bo pierwszy raz przemycali biała ludzia.
W sumie to powinnam za to jeszcze większy rabat dostać...
pewnie teraz ich przemytnicznym hasłem będzie:
„przemycimy nawet duża biała ludzia noł problem, meiguansi!! czipa czipa”
Od razu dostarczono nas do hotelu przyjaciela przyjaciółki współpracownika Echo
(dla niewtajemniczonych – Eco to moja chińska siostra razem się wycieczkujemy)
oczywiście całą drogę od Yiwu Echo twierdziła że będziemy spać w domu lokalnych ludzi,
że to będzie takie dzikie i takie „miao”
ja do tego dość sceptycznie podchodziłam,
bo skoro wioska jest znana, i Miao są atrakcją,
to niewiele dzikiego czy egzotycznego powinniśmy się spodziewać,
szczególne gdy dodatkowo są już bilety wstępu na dzień dobry.
A wiele się nie pomyliłam – fakt spaliśmy u lokanlych,
ale w ich nowym hoteliku dobudowanym do ich własnego domu,
kilka pokoików, wszystko w drewnie, czyste i nowe,
kibelek w stylu tutejszym, podobnie jak prysznic i łóżka (TWAARDEE)
ale pościel czysta, nowa i pachnąca.
30RMB za noc za osbę w dwuosobowym pokoju.
Klimat bardzo przyjemny ale długo musiałam tłumaczyć Echo,
że nie może nazywać tego „slip in lokapipol hołm”
Po jakimś czasie pojęła o co kaman,
ale ona ogólnie mało w takich tematach ogarnia,
powiedzieli jej „prawdziwa wioska” to dla nie tak jest,
nieważne że ma przed sobą nowiutki pokój,
z łazienką, przystosowany dla turystów,
powiedzieli „slip in loka pilol hołm” - i tej wersji się trzymamy.
Ale zaczyna powoli rozumieć różnice i to co staram się jej wytłumaczyć.
Zaraz po zalogowaniu się w hotelu wyszłyśmy na spacer,
było już ciemno, więc teoretycznie WIOSKA powinna być ciemna i cicha,
nic podobnego...
Xijiang – wioska Miao – okazuje se być centrum rozrywki i rozpusty,
wszędzie światła, muzyka i sklepiki,
oferujące pamiątki i rzeczy mniej lub jeszcze mniej potrzebne...
ubrania, torebki, biżuteria na każdym kroku,
a wszystko oczywiście HAND MADE....
gdybym nie bla nigdy w Yiwu może bym i uwierzyła...
także mam przed sobą Krupówki w większym wydaniu,
i ze skośnymi oczami...
jestem trochę rozczarowana tym miejscem,
ale z drugiej strony można się było tego spodziewać...
Nie ma jednak co marudzić,
i tak jest dość egzotycznie i miao!
****************
Kolaca wg Echo – u lokalsów
= klacja w restauracji nad rzeką,
ryba w zupie – niebo w gębie,
zupa paprykowo imbirowa....
mhmmmmm.......
drugiego dnia wyruszyliśmy na spotkani Echo znajomych,
pogoda do bani bo pada i pada,
na szczęście udało nam się zaliczyć bezdeszczowo przedstawienie Miao,
tańczyli, grali i śpiewali.... świetne!
ale - jeden jęk :D
bez głosu było by łatwiejsze i przyjemniejsze w odbiorze :D
pospacerowaliśmy trochę po wiosce,
która w dzień prezentuje się już bardziej wioskowo,
spróbowalismy tutejszego specjalu
ciasto ryżowe, które najpierw ugniatane/ubijane jest wielkim młotem (na gorąco),
następnie w kawałek takiego ciasta zawija się rozgniecione orzeszki, cukier i przyprawy...
trudne w konsumpcji (bo takie ciapowato piaszczywste) i dziwne w konsystencji,
ale zaliczam do dobrych eksperymentów.
Wieczorem kolacja ze znajomymi Echo,
zakończona browarkowaniem na tarasie w hotelu na samym czubku wioski
świetny widok i super atmosfera :D
do naszego hotelu wracamy dużo później niż planowałyśmy ^^
Jutro nowy cel Biasha!! - kolejna wioska mniejszości etnicznej...
czyżby kolejna komercha?