urcja pożegnała nas cudownym widokiem rozświetlonego miasta,
I taki samym widokiem powitało nas Delhi godzinę przed wschodem słońca.
Były turbulencje, ale było też whiski, a jak zabrakło whiski to był dżin,
I lot w takich warunkach mija przyjemnie.
Już w rękawie samolotu czuć było zapach azji,
Aż mordka sama się zacieszała.
W Delhi rano dość chłodno ok15 stopni,
Ale z chwili na chwilę robiło się cieplej.
Najpierw trzeba było zdobyć kasę
4 bankomaty na stacji metra nie działały,
Porzuciłam adama z bagażami i wróciłam na lotnisko.
Na lotnisko nie wpuszczają jednak bez biletu
(panowie z karabinami przy boku)
ale jak ja chcę kasę to nic mi nie straszne,
wpuścilii eskortowali do bankomatu ^^
Metro exprez z lotniska na stację pkp,
14k w kilkanaście minut, za 100inr/os,
Później oddawalnia bagażu i ruszamy na miasto.
I traz nastąpi najgorsze....
Delhi mnie skopało - jest brzydko, nieeegzotycznie,
nieprzyjacielsko, wszędzie daleko...
no może z wyjątkiem biur turystycznym,
one są na każdym kroku.
No ale moja wina,
Na duże miasto trzeba dużo czasu,
My go nie mamy i miec dla Delhi nie chcemy.
Idziemy szukać bramy indii...
Idziemy.... zaczepka - gdzie idziesz, dlaczego idziesz,
weź tuktuka, dlaczego nie chcesz tuktuka, tutaj jest biuro turystyczne,
idź do biura, dlaczego nie chcesz iść do biura,
sprawdź pociąg bo odwołany, skasowany, spóźniony i nie ma miejsc,
ale my mamy tuktuka i taxi i helikoptr i pojedziemy do agry.
Może brzmi to miło ale:
* Brama indii w zasięgu buta, więc tuktuk zbędny, bo więcej wsiadania i wysiadania, po drugie - samo iście po mieście jest zwiedzaniem.
* biuro turystyczne to ściemniacze - zanim dadzą darmową mapę miasta pytają gdzie jedziemy, następnie klikają w kompie i robią smutną minę że pociagu nie ma (różne wersje powodów) i ostatecznie klepią po ramieniu, że nam pomogą (byliśmy w dwóch biurach dla treningu)
Oczywiście nie podobają im się moje odpowiedzi, że bilet już mam kupiony,
że w tablecie mam potwierdzenie,
że status jest ok i pociąg pojedzie,
i, że nie ma mowy o spóźnieniu, bo to pierwsza stacja tego pociągu
(temat pociągów mam obcykany)
Ostatecznie udało mi się zdobyć darmową mapę :)))
Ruszyliśmy w strone bramy indii,
Fajna, ale dupy nie urywa,
Później skorzystaliśmy już z usług guktuka bo jakoś nas dalego od stacji poniosło. Zaproponował że za 200inr powozi nas po najbliższych zabytkach i na koniec wysadzi na obiad w dobrej k ajpce zaraz przy naszej stacji.
Może i 200inr to niezła cena ale nie po to jest się w indiach,
żeby nie skorzystać z możliwości a nawet konieczności targowania się,
( to już chyba moja obsesja, nie kupiła bym niczego,
nawet w hiperdobrej cenie, jeśli najpier nie stargowałabym choć kawałka)
stanęło na 100inr (5,5zł)
Oczywiście nie obyło się bez patentu pt.:
"Oh, tutaj blisko jest sklep przyjaciela, zajrzyjcie!"
oczywiście czip prajs i frend prajs :)
my oglądamy a on dostaje bon za przyprowadzenie klienta,
jeśli byśmy coś kupili on dostanie prowizję.
Odwiózł nas na stację i pokazał restauracje która serwuje dosa
tego chciałam tutaj koniecznie spróbować,
Dosa to taki naleśnich chrupiacy trochę.
Napisalam "restaurację"??
^^ nie zapomi ajmy, że jestem w azji,
Wiec wiadomo jak to wygląda,
Mamunia - ty pewnie nawet byś popatrzeć nie chciała.
Bylo smacznie i wesoło,
Bo jedyne blade twarze.
Moja dosa była ciekawa - nadziewana ziemniakami i cebulą.
Wzięliśmy lassi na słodko,
Ale nie pokonaliśmy - stopień słodkości hinduskich specjałów
jest trudniejszy do zaakceptowania niż ostrość ich masali.
Ruszyliśmy do pociągu,
Oczywiście standard - hindus przed nami pojawia się iczym zjawa
"tędy nie można to dla hindusów wejście,
wy musicie do biura turystycznego po drugiej stronie ulicy"
..... tutaj na chwilę uwierzyłam.... ale potem:
"wasz pociąg odwolany, w biurze kupicie nowe bilety"
..... miarka się przebrała....
Powiedzialam mu co myślę (po polsku)
i tak pewnie zrozumiał co chciałam mu przekazać,
i nawet przejście "tylko dla hindusów" staneło przed nami otworem.
Przy szukaniu odpowiedniego peronu,
Znów bajka o odwołanym i spóźnionym pociągu,
zastosowałam poprzedni motyw i powiedziałam co myślę.... znów po polsku.
W pociągu padliśmy na 3 godziny i nie przeszkadzało nam opóźnienie,
wyspani dotarliśmy do agry...