Wieczorem wybraliśmy się na znany z internetu i przewodników,
nocny market z lokalnym jedzeniem,
za wiele rozpisywać się na jego temat nie będę,
bo niestety ale rozczarował mnie totalnie,
totalna komercha,
ceny jak z kosmosu – za jednego mini szaszłyka 5rmn,
za naleśnika z niespodziewajkami w środku 6rmb,
baodzy (to te pierożki na parze) ze 3-4 razy droższe niż normalnie,
do tego ścisk masakryczny, więc zero przyjemności.
Słynne robale, skorpiony i koniki polne widzieliśmy raptem może na dwóch stoiskach,
fajny efekt bo te koniki (czy inna szarańcza) ruszały jeszcze nóżkami,
ale nikt tego nie jadł,
więc wniosek prosty – to jedzonko tylko pod publikę i do zdjęcia na fejsbusia,
więc nawet nie rozważaliśmy próbowania tego.
Jedno co nas zainteresowało,
i z czego wyszedł minikwasik,
to panierowany DURIAN,
na jednym ze stoisk wypatrzyliśmy go właśnie,
w towarzystwie innych panierowanych owocków,
ale nam zależało tylko na durianie,
więc pytamy o cenę – 5rmb,
ok bierzemy,
chinolek zaczyna nagle nakładać inne owocki na tackę – tego już nie chcemy,
ale on powtarza cały czas że 5rmb,
więc myślimy że chodzi mu o zestaw kilku owoców w cenie tych 5rmb,
ale my zestawu nie chcemy,
chcemy tylko duriana....
on uparcie podaje mi tackę z czterema owockami i mówi 5rmb,
biorę tackę a tatunio wyciąga 5rmb,
chinolek zabiera piątkę, i dopiero gdy ma już ją w ręku
- zaczyna temat że nie 5 ale 15!!
no to zaczynamy mu tłumaczyć że za 15 to ja tego nie chcę,
że chce tylko duriana,
on że nie, że chce jeszcze dychę,
dychy mu nie dam, bo nie chciałam innych owoców,
pokazuje mu żeby mi kasę oddał, a ja mu oddam owocki,
nie chce...
nie bierze ode mnie tacki i nie oddaje kasy,
zaczyna się robić nieprzyjemnie ^^
ale wiadomo – arletka jest twarda :D
i uparcie stoję przy swoim...
po obserwacjach tatunio wkracza do akcji
- bierze ode mnie tackę i pokazuje że odchodzi :D
chinolek wnerw, że nie ma mowy, że chce jeszcze dychę,więc tatunio mu pokazuje, że albo wymiana, albo zabieramy tackę i zostawiamy piątkę...
w końcu, już krzycząc zdecydował się oddać nam nasza piątek i przyjąć zwrot tacki,
na koniec wyfakał nam.... :/
(aż miałam ochotę go pyknąć w tą jego złośliwą mordkę lub chociaż przyłożyć owockami z tacki)
ale wizja możliwych konsekwencji jakoś mnie powstrzymała...
pozostaje mi więc niesmak z nocnego marketu,
i utwierdzenie w przekonaniu, że większość tak rozreklamowanych miejsc, wole omijać z daleka.
Dlatego zarówno ze względu na ceny,
ogromny ścisk,
i brak tego prawdziwego chińskiego klimatu
- nocnemu marketowi mówię nie :)