Spacerując uliczkami agry nie mogliśmy odpędzić się od propozycji przejazu tuktukami.
Robimy dwa kroki, zatrzymuje się tuktuk:
"agra fort? Taj mahal? Najsszop? Hotel?" ....
nie, nie, nie dziękuję....
Ale tuktuk nieugięcie swoje:
"Agra fort, taj mahaj?"
..... bardzo NIE, i bardzo dziękuję...
I jakiegokolwiek celu byśmy nie podali,
to wszystko jest daleko i na bank nogami się nie da.
Indyjski ludź nie rozumie chyba,
że biały ludź lubi czasem sobie pochodzić,
i co dziwniejsze... niekoniecznie w jakimś konkretnym kierunku czy celu,
po prostu pochodzić i się porozglądać.
Zdecydowane i kilkukrotne "nie, NIE, NIE" działa...
.... na dwa kolejne metry... znów te same pytania, i znów i znów.
Może nie wydaje Wam się to jakoś szczególnie uciążliwe,
ale uwierzcie, nie przesadzam gdy piszę,
że gdy tylko jednego tuktukarza odczepiliśmy pojawiał się następny....
..... i kolejny.....i kolejny....
Hmmmm....
Na wszystko jest jednak sposób ^^
i ja sobie wynalazłam swój sposób na tuktuka,
Uwaga!
Podjeżdża tuktuk i pytanie standardowe
"Dokąd chcemy jechać"
Moja odpowiedz " do bombaju, hałmacz?"
^^
Były różne reakcje:
* standardowo, z przyzwyczajenia odpowiadał
"ok wsiadajcie,"... dopiero jak powtórzyłam cel to łapał o co chodzi
* "bombaj?".... zdziwienie, zamyślenie i szybka reakcja
"aaaaa... lotnisko, dworzec kolejowy? Noł problem....
* ale byli też tacy co od razu łapali żart i się zacieszali,
zapominając o nas na chwilę i gadając między sobą o naszym żarciku....
a my już byliśmy dalej
Tutaj mała wstawka,
pierwsze wdrożenia mojego patentu na tuktuka miały wadę
bo jako cel, podawałam delhi i coniektórzy, po dłuższym zastanowieniu zgadzali się